Jarosław Kaczyński: jako prezydent zadbam o najlepszą współpracę z rządem
Nie mam zamiaru być prezydentem malowanym, choć po wyborze zadbam o jak najlepszą współpracę z rządem - mówi kandydat na Prezydenta RP Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej. Zapewnia, że jeśli Donald Tusk będzie chciał rozmawiać o realnych reformach może na niego liczyć.
PAP: Konwencja na Placu Teatralnym miała oficjalnie zainaugurować Pana kampanię, miało być programowe przemówienie. Sytuacja powodziowa pokrzyżowała te plany. Kiedy zatem przedstawi Pan swój pomysł na prezydenturę?
Jarosław Kaczyński: Skutki powodzi jeszcze długo będą nam o niej przypominały. Zginęli ludzie, wielu potraciło dorobek całego życia. Sądzę, że natychmiast trzeba podwyższyć sumę 6 tys. zł zasiłku (dla powodzian) do co najmniej 12 tys. zł i uprościć procedury jego przyznawania. W sumie na program pomocy dla powodzian należy przeznaczyć ok. 4 miliardy złotych z różnych źródeł, nie tylko z budżetu. Musimy stworzyć mechanizmy, które pozwolą rolnikom i przedsiębiorstwom podnieść się po powodzi. Trzeba naprawić wały przeciwpowodziowe i odkupić zniszczony sprzęt służb ratowniczych. W 2006 i 2007 roku mój rząd przeznaczył dodatkowe pieniądze na gospodarkę wodną, w tym na zabezpieczenie przeciwpowodziowe. Niestety, potem te środki zmniejszono. Trzeba wrócić do planu śp. Grażyny Gęsickiej: 10 mld zł ze środków europejskich na infrastrukturę przeciwpowodziową.
PAP: Pan - jako prezydent - będzie do tego wracał?
J.K.: Oczywiście. To decyzje najbardziej podstawowe. W Polsce od 20 lat nie udało nam się rozwiązać wielu ważnych spraw. Gospodarka wodna to dobry przykład. Trzeba ją tak prowadzić, by z jednej strony minimalizować skutki powodzi, a z drugiej zapewnić rolnictwu i przemysłowi wodę tam, gdzie może jej być za mało. Za kilka lat może być to problem gospodarczy.
PAP: Co według Pana w tej chwili - obok poruszonych wcześniej kwestii - wydaje się najważniejszym problemem do rozwiązania?
J.K.: Wróćmy po prostu do ostatniej propozycji politycznej Grażyny Gęsickiej - Programu 4x4. Dzięki niemu Polska miała tak łatwo pokonywać rozwojowe przeszkody, jak samochód z napędem na cztery koła - trudne drogi. Program wymieniał cztery obszary, które spowalniają modernizację kraju. Gdyby główne partie polityczne były zdeterminowane w osiąganiu kompromisu wokół tych zagadnień, Polska ruszyłaby do przodu.
Dziś przede wszystkim musimy porozumieć się w kwestii kompleksowej reformy służby zdrowia. Inne z najaktualniejszych wyzwań to budowa autostrad i dróg szybkiego ruchu, modernizacja kolei, informatyzacja, a w polityce społecznej - wszelkie ułatwienia dla rodzin. To są zadania na najbliższe lata. Musimy też tak przemodelować gospodarkę, by młodzi ludzie mieli łatwiejszy niż dziś start w dorosłe życie. Tak, by żyli i pracowali w Polsce, a nie układali sobie życia za granicą z braku perspektyw w kraju. Podobnie, jak w przypadku zabezpieczeń przeciwpowodziowych, i w tych obszarach będą konieczne działania długofalowe.
PAP: Te wszystkie kwestie, które Pan wymienił to domena działania rządu.
J.K.: Pamiętajmy, że prezydent ma prawo inicjatyw ustawodawczych, zwracania się do narodu, do parlamentu. Mówiłem o tym na Placu Teatralnym: polityka musi być naprawdę i politycy muszą być naprawdę. Nie mam zamiaru być prezydentem malowanym, choć po wyborze zadbam o jak najlepszą współpracę z rządem. Tylko takie działanie może przynieść realne efekty dla Polaków.
PAP: Jak Pan sobie wyobraża wobec tego współpracę z rządem jako - jak Pan zapowiada - aktywny prezydent?
J.K.: Liczę, że atmosfera polityczna w Polsce trwale się zmieniła. Dziś wszyscy rozumiemy, że rozwinie nas tylko kompromis i porozumienie. Wierzę, że moja relacja z Donaldem Tuskiem stanie się relacją dobrą.
PAP: Jak w codziennej praktyce miałoby wyglądać to współdziałanie?
J.K.: Nie wszystkie rzeczy da się z góry przewidzieć, ale ja mogę zapewnić, że będę rozmawiał o tym, co wspólnie możemy zrobić, by Polska mogła szybko stać się nowoczesnym państwem. Jeśli Donald Tusk będzie chciał rozmawiać o realnych reformach, które ułatwią życie Polakom to może na mnie liczyć. Tu jeszcze raz powtórzę: polityka musi być naprawdę i politycy muszą być naprawdę. Czas polityki plastikowej dobiega końca. Bardzo liczę na to, że wykorzystamy ten moment. To ważny czas, czas, który może naprawdę przynieść rozwój kraju.
PAP: Na ile, jeśli w ogóle, będzie Pan kontynuował to, co robił Lech Kaczyński, szczególnie w odniesieniu do polityki zagranicznej, w tym wschodniej?
J.K.: Polityka Lecha Kaczyńskiego opierała się na przekonaniu, że Polska ma być nowoczesnym państwem w centrum zjednoczonej Europy. Polityka zagraniczna musi mieć oddech nieporównanie głębszy, musi patrzeć na wiele lat do przodu. Musimy pamiętać - i to było przesłanie Lecha Kaczyńskiego - że Polska ma możliwości aby być jednym z europejskich liderów. Zadaniem prezydenta jest wskazywanie wymiaru tej polityki.
Cenię i dwa inne elementy polityki Lecha Kaczyńskiego - odbudowę świadomości historycznej, oddanie sprawiedliwości tym, którzy walczyli o wolność, a także przestrzeganie zasady społecznej solidarności, zgodnie z którą pewne minimum należy się wszystkim obywatelom, m.in. jeśli chodzi o służbę zdrowia.
PAP: Także tą dziedziną chce się Pan zająć w przypadku zwycięskich wyborów?
J.K.: Na pewno. Przypomnę na nowo plan profesora Religi. Oczywiście w zmodyfikowanej wersji, bo sytuacja w ostatnich latach się zmieniła. Za naszych rządów sytuacja budżetowa była bardzo dobra, deficyt został radykalnie zmniejszony do poziomu jednego z najniższych w Europie. Mogliśmy więc znacznie zwiększyć nakłady na służbę zdrowia.
Uwzględniając różnice w sytuacji wtedy i dziś, z całą pewnością będę nawiązywał do planów Zbigniewa Religi, które w moim przekonaniu są najlepiej opracowane i racjonalne. I - co ważne - stanowią, że Polacy mają prawo do ochrony zdrowia niezależnie czy są bardzo dobrze sytuowani, czy niezamożni. To wynika z zasady solidarności społecznej, a poza tym to zwykła ludzka przyzwoitość i to jest coś, co powinno być kontynuowane.
PAP: Z kim - jako prezydent - chciałby Pan współpracować w Kancelarii? Czy zostaną w niej urzędnicy Lecha Kaczyńskiego?
J.K.: To daleko przedwczesne pytanie. Najpierw trzeba wygrać, a potem zastanawiać się nad obsadą osobową Kancelarii.
PAP: Gdzie uda się Pan w swoją pierwszą podróż zagraniczną?
J.K.: Oczywiście pierwsze wizyty nowej głowy państwa są odbierane symbolicznie. Dziś jednak warto udać się tam, gdzie Polska ma do załatwienia konkretne sprawy, na pewno pojechałbym do Brukseli.
PAP: Co sądzi Pan o kandydaturze Marka Belki na prezesa NBP?
J.K. Kampania wyborcza to nie jest dobry czas na wybieranie prezesa tak ważnej instytucji, jaką jest Narodowy Bank Polski. Myślę, że marszałek Komorowski, który pełni obowiązki prezydenta, powinien być w tej kwestii bardzo ostrożny i powściągliwy. Szef NBP powinien mieć silną, niezależną pozycję, a taką gwarantuje nominacja przez prezydenta wybranego w wyborach powszechnych. Do kandydatury Marka Belki nie mam jakiś większych zastrzeżeń.
PAP: Czy Zyta Gilowska byłaby dobrym kandydatem do objęcia funkcji szefa NBP?
J.K.: Na pewno byłaby bardzo dobrym kandydatem.
PAP: Jak Pan ocenia sytuację polskiej armii w kontekście ostatnich dymisji wśród najwyższych dowódców? Prezydent jest zwierzchnikiem sił zbrojnych; widziałby Pan potrzebę głębszych reform w armii?
J.K.: Polska jest krajem, który powinien mieć nowoczesną, silną armię. To kolejna sfera, która wymaga zgody wszystkich ważnych sił politycznych i mam nadzieję, że taką zgodę uda się uzyskać. Chciałbym w sprawach wojska rozmawiać zarówno z dowódcami w czynnej służbie, jak i z tymi, którzy z armii odeszli, ale stoi za nimi ogromne doświadczenie i wiedza, wspomnijmy tu na przykład generała Waldemara Skrzypczaka.
PAP: Po katastrofie pod Smoleńskiem wiele osób, w tym komentatorów i polityków podkreślało, że coś się zmieniło w Polsce. Jak pan to widzi z obecnej perspektywy? Czy zmiana nastroju była trwała?
J.K.: Zrobię wszystko, aby to co dobre, okazało się trwałe.
PAP: Jak ocenia Pan sposób prowadzenia śledztwa w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem? Pana ugrupowanie wielokrotnie wzywało rząd do wystąpienia o przejęcie śledztwa od Rosjan. Podziela Pan tę opinię?
J.K.: To nie jest kwestia braku zaufania do Rosjan. Jestem pewien, że przy podobnej tragedii, każde państwo chciałoby prowadzić własne śledztwo na terenie, gdzie katastrofa miała miejsce.
PAP: Czy Pan monitoruje sprawę katastrofy?
J.K.: Oczywiście, to naturalne, że się tym głęboko interesuję. To jest sprawa 96 obywateli naszego kraju, w tym głowy państwa - mojego brata, bratowej, przyjaciół i znajomych z różnych opcji politycznych. Nawet gdyby osoby z mojej rodziny nie zginęły, to i tak miałbym głębokie poczucie osobistego obowiązku.
PAP: Politycy, komentatorzy dostrzegają Pana przemianę w związku z katastrofą prezydenckiego samolotu, ale pojawiają się też głosy mówiące, że nie jest to prawdziwy Jarosław Kaczyński.
J.K.: To nie jest dobre słowo: przemiana. Mój brat został po śmierci pokazany zupełnie inaczej, niż przed śmiercią: jako oddany Polsce obywatel, kochający mąż, troskliwy ojciec, życzliwy dla ludzi człowiek i nawet, jako ktoś o ogromnym poczuciu humoru. A przecież się nie zmienił, on zawsze taki był! Ze mną jest tak samo. Jestem tym samym Jarosławem Kaczyńskim, którym byłem, tylko może ludzie patrzą teraz na mnie wielowymiarowo. Oczywiście przeżyłem coś strasznego, cierpienie mnie jednak nie przytłoczyło. Wiem teraz lepiej niż kiedykolwiek, że mam dość sił, by pracować dla Polski w każdej sytuacji.
PAP: Koalicja PO-PiS jest możliwa?
J.K.: W polityce wszystko jest możliwe. Jak to pisał Boy: w tym największy jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz.
PAP: Dostrzega Pan realną szansę, że tak się stanie?
J.K.: W polityce nie takie rzeczy się zdarzają.
PAP: Po katastrofie smoleńskiej skierował Pan przesłanie do Rosjan. Czy polsko-rosyjskie pojednanie jest możliwe? Nastrój w naszych relacjach się zmienił, ale wciąż nie nastąpiło to, na co czekamy, w tym m.in. rehabilitacja ofiar Katynia. Co, według Pana, musi się stać, by móc stwierdzić, że takie pojednanie rzeczywiście nastąpiło?
J.K.: To, co jest naszym państwom potrzebne zostało określone w niewygłoszonym w Katyniu przemówieniu Lecha Kaczyńskiego. Całkowicie to podtrzymuję. W moim przesłaniu zwróciłem się bezpośrednio do Rosjan, którzy współczuli, płakali, zapalali znicze i którzy byli z nami.
PAP: Jak pan ocenia reakcję władz rosyjskich na katastrofę?
J.K.: Ze strony najwyższych przedstawicieli władz rosyjskich padło wiele słów i wykonano wiele gestów bardzo empatycznych, takich jakie są oczekiwane w tak tragicznej sytuacji. Doceniam je.
PAP: Ma pan swój pogląd na przyczyny katastrofy, na to co stało się 10 kwietnia?
J.K.: Nie mam jeszcze poglądu, ponieważ mam za mało danych.
(PAP)